PUBLIKACJE

Radiestezja

radiestezjaNajpierw parę słów wstępu. W początkowym etapie radiestezji trzeba być jak najbardziej skoncentrowanym na badanym obiekcie aby odebrać jego „promieniowanie”. To jednak dopiero początek. Nasze odczucia związane z odbiorem interesującego nas promieniowania jeszcze nie docierają do naszej świadomości. Trzeba więc je sobie uświadomić i uzyskujemy to poprzez ruch przyrządu, wywołany podświadomymi mimowolnymi ruchami mięśni.

Jednak my nie dostrzegamy tych ruchów, stąd wrażenie, jakby różdżka „sama wyrywała się z ręki”. Są ludzie o tak dużej wrażliwości, że mogą obyć się bez przyrządów. O odbiorze poszukiwanego „sygnału” dowiadujemy się niejako bezpośrednio, przetwarzając doznane odczucie na reakcję zmysłów. Nie w przyrządach leży zatem główna tajemnica radiestezji i nie żądajmy od nich rzeczy niemożliwych.

Wskazówka od zegara powieszona na gwoździu byłaby raczej mało przydatna jako czasomierz. Predyspozycje radiestezyjne ma zdecydowana większość ludzi. Od posiadania predyspozycji do osiągania jakich takich wyników wiedzie długa droga. Droga dostępna dla tych, którzy naprawdę chcą pracować nad sobą. Zapytajmy o to jakiegoś piosenkarza, muzyka, czy rajdowca – oni widza najlepiej, że sam „dar natury” nie wystarczy. Posiadacz absolutnego słuchu nie zostaje automatycznie wirtuozem.

Dobierane przyrządy nie powinny być ani za lekkie których nie czujemy w ręku ani tez zbyt ciężkie która uniemożliwiłyby Nam pełne skupienie. Najlepiej sprawdzić to samemu. Z różdżką podobnie, nie powinna być za nadto „twarda”, musimy ją trzymać (o trzymaniu różdżki będziemy jeszcze pisać) swobodnie, bez zbytniego napinania mięśni. Zresztą po dłuższym czasie użytkowania, różdżka się „wyrabia”, dostosowując się do układu naszych rąk. Kształt i materiał przyrządu mają znaczenie dopiero dla wprawnych radiestetów przy subtelnych badaniach. Podobnie jak np. właściwości aerodynamiczne strojów narciarskich mają znaczenie tylko dla wyczynowców, osiągających tą drogą polepszenie wyników o jakiś ułamek sekundy. Nie sugerujemy się zatem na wstępie, że np. wahadło mosiężne jest lepsze niż drewniane lub odwrotnie. Po nabraniu wprawy sami dojdziemy do wniosku, jaki jest nasz „ulubiony” przyrząd.

A więc zaczynajmy. Bierzemy wahadełko do ręki oczywiście do prawej chyba że jesteśmy leworęczni. W każdy razie do tej co jest sprawniejsza. Sznurek (lub łańcuszek) wahadła najlepiej trzymać miedzy kciukiem a palcem wskazującym, nadmiar sznurka trzeba schować w dłoń. Jeśli chcemy coś zbadać wahadłem musimy nauczyć się odprężać, stawiać „samemu sobie” konkretne pytania na które odpowiedzią jest proste słowo tak albo nie, oraz nie poddawać się autosugestii, tzn. nie próbować zgadywać wyniku doświadczenia tylko czekać na niego biernie. Po każdym doświadczeniu (np. sprawdziliśmy czy możemy jeść dany pokarm) wahadło trzeba „rozładować”, stuknąć nie jednorazowo o stół czy ścianę. W ten sposób „oczyszczamy się” z poprzedniego wyniku i jesteśmy gotowi do kolejnego pomiaru. Doświadczenia najlepiej robić siedząc wygodnie przy stole- wtedy możemy oprzeć na nim łokieć ręki trzymającej wahadło.

Praca w pozycji stojącej, a zwłaszcza przy chodzeniu, wymaga większej wprawy. Tu możliwych ruchów przyrządu jest mniej: z wyjściowego położenia poziomego różdżka może się wychylić w górę lub w dół. Różdżkę trzymamy oburącz, najlepiej „podchwytem” obejmując jej końce od dołu czterema palcami. Trzymanie różdżki właściwie nie jest łatwe i wymaga treningu. Różdżka musi swobodnie leżeć w rękach i być lekko napięta, aby łatwo „wybiła”, wychylił się w górę lub w dół. Różdżka jest mniej uniwersalna od wahadła, jednak po nabraniu wprawy łatwiej się nią posłużyć chodząc po terenie lub pomieszczeniu. Stąd często używa się różdżki do poszukiwań tzw. żył wodnych.

Do podstawowych przyrządów radiestezyjnych można jeszcze dodać rezonator, zwany też różdżka hiszpańska. Ma on podobne zastosowanie jak opisana wyżej różdżka dwuramienna. Pręty w kształcie litery L mogą przy natrafieniu na żyłę wodną, obrócić się ku sobie lub rozchylić na zewnątrz. A więc i tu możemy sobie wpoić stosowaną konwencję, odróżniającą wejście na strefę napromieniowania przez żyłę wodną od zejścia z niej.

Przeszkadzać nam w etapie radiestezji będą przede wszystkim niepotrzebni gapie: doświadczenie powinniśmy wykonywać w skupieniu, o które trudno przed licznym audytorium, zwłaszcza chichoczącym i oczekującym na nasze niepowodzenie. Wystrzegajmy się zatem – przynajmniej na początku, doświadczeń na pokaz. Również gdy jesteśmy sami, nie zawsze łatwo się skupić. Jeśli wykonywanie doświadczeń zechcemy połączyć z wpatrywaniem się kątem oka w telewizor i nasłuchiwaniem czajnika z kuchni – nie obarczajmy przyrządów winą za złe wyniki. Nie zniechęcajmy się także początkowymi niepowodzeniami. Nie świadczą one o braku zdolności, a tylko o braku wprawy. Umiejętności różdżkarskie są bardzo kapryśne i delikatne – pomyłki zdarzają się doświadczonym radiestetom, którzy często dlatego wolą sprawdzać się nawzajem. Jeżeli radiestezją interesujemy się naprawdę, a nie przelotnie – uprawianie je przyniesie nam wiele radości i satysfakcji.